W jakim stanie miałam w domu krzesła - wstyd się przyznać. Po wizycie w zakładzie tapicerskim, gdzie jak usłyszałam ile by mnie wyniosła renowacja moich 4 krzeseł, o mało co z tego przysłowiowego krzesła nie spadłam ;-). Za cenę którą usłyszałam, można już kupić nowe krzesła. Zrobiłam więc rundę po sklepach meblowych, ale nic mojej szacownej nie było w stanie dogodzić. Postanowiłam więc wziąć byka za rogi, zaopatrzyłam się u tapicera w nową gąbkę, zasłonki z lumpeksu, zszywacz tapicerski w leroy merlin i oto są:
krzesła jak nowe ;-). Wiem, jakie są niedociągnięcia, tapicerując je kolejnym razem postaram się uniknąć błędów które popełniłam. Że za niedługo czeka mnie wymiana materiału - zdaję sobie sprawę, bo temu jasnemu mając na stanie dwójkę dzieci i dwa koty nie wróżę długiego żywota :-)
Test przydatności do użycia zaliczony ;-)
Tu przepraszam za "tło", ale chciałam Wam pokazać jak było (wstyd) i jak jest obecnie.
A kiedy już się narobiłam jak dziki zwierz, postanowiłam sobie odpocząć w przemiłym towarzystwie.
Patronką wrześniowego Szarotkowa była dynia, którą przyniosła
Gospodyni naszych spotkań.
A na spotkaniu oprócz pogaduszek, nie tylko na tematy drutowe, można było popodziwiać
pomiziać
i znów pozachwycać się
A teraz odliczam czas do następnego spotkania.